Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkie miejsce zajęliście w sercu jego. O was mówił często...
Wyda się to wam dziwnem może, iż się z tego spowiadał przedemną! Lecz pan Adrjan nie jest pospolitym człowiekiem — a ja byłam bardzo sympatycznym słuchaczem...
Lenia drżała, oczyma mierząc mówiącą, której bladość i poruszenie więcej może niż sympatyę zdradzały, lecz zarazem i heroiczne zaparcie się siebie.
— A! prawdziwie — poczęła zmieszana Lenia — ja bardzo wątpię, ażebym w jego wspomnieniach miała miejsce tak wielkie. Prawda, dziećmi wychowywaliśmy się razem, kochaliśmy się jak rodzeństwo, ale tak wysoko sięgający duch nie mógł pozostać na nizinach, po których płynęło życie moje...
— I on to wyrzucał sobie — dodała miss Rosa z uśmiechem smutnym — że wam wiernym nie pozostał. Ale waszą jedyną rywalką była poezya — nie można mu mieć za złe...
— A! ale jakimże sposobem, pani mógł ten biedny Adrjan czynić takie zwierzenia? Więc?...
Lenia nie dokończyła, a miss Rosa, przybierając ton prawie męzki, przerwała:
— My Angielki nawykłyśmy do swobodnych bardzo rozmów z mężczyznami. Kuzyn wasz potrzebował widać wynurzyć się z myślami i jednego wieczoru... a! pamiętny to wieczór dla mnie... długo się spowiadał przedemną.
— Mogłabym wam pozazdrościć tego szczęścia — odparła Lenia z westchnieniem — przedemną nie zwierzał się nigdy...
— To dowodzi, że więcej miał dla was uczucia — dodała Angielka smutnie. — Dobrze się stało, żeście tu z jego matką przyjechali; on do was prędkoby przybyć nie mógł, a tęsknił...
— A! nie do mnie! — westchnęła Lenia. — W ostatnich latach tak go pochłonęła praca, iż zdawał się lękać, aby go od niej co na pół chwili nie oderwało. Tu więc z wami był innym.