Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przedstawienia półkownikowi, jak nieludzko, jak tyrańsko obchodził się z bratem, modlił i prosił aby go przestano więzić w jednym pokoju, ale półkownik, nie słuchał nawet co do niego mówiono i pogardliwie uśmiechał się tylko.
W istocie bowiem biedny starzec, zamknięty w ciasnéj izdebce, dzień i noc tłukł się po niéj płacząc, krzycząc, pytając czemu go nie puszczano, skarżąc się że mu duszno i ciasno; niepodobna było widziéć go w tém położeniu i nie ulitować się nad nim; ale półkownik nie zaglądał nawet do niego. Słudzy wzdychali nad swoim panem, ale więcéj się jeszcze bali przybyłego, niż litowali nad dawnym panem. Jeden Adolf jak mógł najczęściéj przesiadywał u ojca, wynajdując sposobów rozerwania go, ulżenia jego cierpieniom; a kiedy półkownik zapowiedział mu aby wyjeżdżał postanowił ojca uwieść z sobą. Na nieszczęście przyszedłszy do pokoju jego wieczorem, znalazł go tak dalece gorzéj, iż zaraz posłać musiał po lekarza. Przybyły medyk wyexaminowawszy chorego, żadnéj o życiu nawet nie uczynił nadziei.