Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

choć garsteczką, nie przysypał trumny. Jeden Adolf nie miał dość siły na to, płakał nie wstydząc się łez swoich, a za niémi skryło się przed nim wszystko, nie zobaczył grobu ni trumny, a kiedy ucha doszedł odgłos kamieni obijających się w dole o wieko, zdawało mu się, że każde uderzenie, w sercu jego wymierzoném było. Sparł się na ręku sługi, który do niego przybiegł i żałośnie jęczéć zaczął. Wszyscy obrócili oczy; dziś trudno boleść zobaczyć, bo każdy się hartuje, aby na wszystkie świata przygody, jedném zimném: Cha — cha! — odpowiadać. Mają dziś pospolicie nieczułość, za warunek dobrego wychowania, za jego najpiérwszy dowód. Radości ani smutku, łzy ani uśmiechu; — twarz być powinna jak spłowiały obrazek bez barwy, piersi wzdychać, oko płakać nie powinno. Śmieją się z cierpiącego, z śmiejącego się śmieją, ci ludzie którym się przeto zdaje, że są najmędrsi; człek potém widząc że jego uczuć nikt nie dzieli, wstydzi się je jak stare gałgany próżno na targ wynosić.