Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Uciekasz ode mnie?
— Nie od ciebie, od twojéj litości, z przyciskiem odpowiedziała Julja — Dobranoc. — Szła daléj.
— Więc już nie będę się litował, nie będę pocieszał, nie będę —
— A cóż będziesz robił, będziesz siedział naprzeciw mnie i ziéwać mi dopomagał — Obejdę się bez tego, sama siedzieć i ziewać potrafię — Dobranoc.
— Bądź cierpliwa chwilę, daj się wytłumaczyć — Jam umyślnie przyjechał.
— Żeby mnie upokorzyć swoją litością —
— W myśli mi to nie postało! Żal mi że napróżno —
— Zrobiłeś spory kawałek drogi od domu. Prawda, że szkoda fatygi. Całą drogę jeszcze musiałeś układać kondolencyjne frazy, a tu przyjechawszy skończyło się na tém, że po kilku słowach dajemy sobie — Dobranoc — Cha! cha!
Adolf mieszał się coraz bardziéj, jednakże nie odchodził, stał przy niéj i błagającym wzrokiem, zdawał się już tylko prosić o litość dla siebie — Ona patrzyła na niego z zwyczajnym uśmiechem. Przeszło tak minut kilka, w końcu