Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nia; weselsza dziś, powitała go uśmiechem mniéj szyderskim i spytała.
— A cóż, wielką wczoraj dostałeś burę od żony?
— Prawdziwie! bąknął Adolf, na co o tém mówić.
— Zawsze dziecko, odpowiedziała Julja, boi się mówić, a nie lęka się robić! I cóż Adolfie?
— Nic a nic — rzekł Adolf i śmieléj niż wczora, nie proszony siadł przy niéj na wywróconém drzewie, patrząc jéj w oczy.
— Jeszcze więc, radośnie wołała wdowa, jeszcze jest choć jeden człowiek na świecie, co mi chwili życia poświęcić nie waha się. Nadto szczęścia dla mnie. Myślałam, że od téj przeklętéj nocy, obcować będę tylko musiała z umarłymi i wspomnieniami. Zamilkła, a po namyśle, obróciwszy się do Adolfa stanowczo go spytała.
— Po coś tu przyjechał?
— Ja? Mówiłaś wczoraj że tu będziesz. Tak cię żałuję, tyś tak opuszczona, smutna, chciałem ci choć chwilę osłodzić, pocieszyć cię —
— Dla tego tylko! Prawdziwie nie było czego przyjeżdżać, odpowiedziała Julja prędko i