Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było tylko, niebo, xiężyc, chmury, dalekie lasy, kilka dachów i drzew wierzchołki. I słychać było uroczystą ciszę, bo już wszystko milczało, prócz piersi, pojednanych małżonków.
— Julja będzie od nas szczęśliwszą, odezwała się Matylda po długiéj rozmowie. Dla niéj każdy dzień przyjdzie z nowemi myślami, wyobrażeniami, nadzieją, los jéj ciągle zmienny, zawsze polepszenia spodziéwać się każe — nasz Adolfie, będzie jak jest ten sam zawsze, zamknęliśmy za sobą drzwi nadziei. Sprzężeni na wieki, mamy tylko siebie. Zajrzymy w przyszłość, i tam żadnych odmian prawie, zawsze ten sam nasz kątek spokojny, ty mój mąż, ja żona twoja — toż samo co dziś szczęście, te co dzisiaj wypadki —
— Niech będzie szczęście toż samo, ale nie wypadki, odezwał się Adolf z ciężkiém westchnieniem. Zapomnijmy o tém. — Są ludzie którzy potrzebują takiego życia zmieniającego się co chwila, pełnego nadziei, zawodów, męczarni i pociech, migających jedne za drugiemi, jak błyskawice; są drudzy, którym wystarcza jeden pokarm, którzy dziękują Bogu, gdy ich prowadzi jedną drogą. Pierwsi, niespokoj-