Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zmiłuj się JW. Pan, i tak nie można!
— A cóż można u diabła?
— Jakąś sentencją delikatną, od affektów początek biorącą —
— Aha! od affektów! rozumiem! Czekaj, ot ja ci zaraz podyktuję — Pisz — Nie — Co? Pisz — Nie — Czekaj. Ot jest — Pisz. Moje serce nie lód, a —
— Ale panie lód, lodu kłaść nie można! Aj, gdzież zaś! zawołał trzęsąc piórem i głową kosooki, coraz śmielszy — Już tylko niech mi JW. pan pozwoli, to ja sam dobrze napiszę.
— Także! Zachciałeś! Otto! Cóż to, ja nie potrafię, hę? Toć chodziłem do XX. Jezuitów do Retoryki! Ty mnie będziesz uczył! hę! No, pisz: Ja nie lód, J. W. M. D. a serce moje przylgnęło do córki jego starszéj; otoż — A co napisałeś?
— Zaraz — Córki jego starszéj, otoż — Jest.
Otoż ja będąc jak i ona katolik, szlachcic a mając majątek, z nią się chcę ożenić — Jest?
— Jest.
Jeśli tylko serce panny Julij ode mnie nie jest dalekie i oddalone, ale ku mnie skłaniające się, przychylne i blizkie, bo Jest, hę?