Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zumieją. Czémże się panu wywdzięczę, za chwilkę téj rozmowy!
— Jabym to spytać powinien, przerwał Adolf, czém zaufanie we mnie położone odpłacę?
— Dość na tém, żeś go nie odrzucił, odpowiedziała Julja. Mogłeś był to jednak uczynić, mogłeś w początku oziębłością zabić poczynające się wylanie, miałeś dotego wiele powodów. Naprzód oziębłość z jakąśmy byli dotąd dla siebie, powtóre miłość ku drugiéj kobiecie, uczucie, tak mocno odstręczające (na jakiś czas) od innych i osobliwie w chwili kiedy blizki urojonego z nią szczęścia, nie dbasz pan pewnie o nic więcéj.
Adolf zakłopotany był, trochę się namarszczył i nie wiedział co daléj mówić, przebąkując cóś nie wyraźnie pod nosem. Julja śmiała się z niego, żartowała z zadziwienia, z osłupienia w jakie go tak niespodzianie dziwna rozmowa wprawiała.
Mówili jeszcze wiele z sobą, a raczéj jedna Julja mówiła tylko, Adolf słuchał, dziwił się, a kiedy niekiedy coraz wyraziściéj ściskał jéj rękę, coraz bliżéj wpatrywał się w twarz oży-