Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

książki, a wracając do naszéj rozmowy, nieprawdaż, że z ludźmi trzeba żyć jak skrzypce w orkiestrze: do każdego się umieć nastroić. Może właśnie ja w téj chwili, nie trafiłam do pana, tém, co uniesiona zbyteczną szczérością, wygadałam bez potrzeby. Nie spodziewałeś się takich wyznań, sądziłeś pewnie, że prócz zastępującego słowa uśmiechu, i owych zalotnych, wiele znaczących a nic nie mówiących w istocie urywków rozmowy, na nic się więcéj zdobyć nie potrafię!
Ach! jak wy się mylicie, sądząc o kobiétach z téj cząstki, z téj próbki niedołężnéj, oprawnéj w ciasne rogówki względów towarzyskich, wstydu, bojaźni, którą wam pospolicie pokazujem, nie mogąc więcéj.
Ale ach! cóż to ja mówię! rozgadałam się i nie umiem powściągnąć języka. Tak bo to miło czasem z serca mówić! Tylko na Boga, panie Adolfie, zapomnij jak najprędzéj o tém cośmy mówili; niech ci jutro o białym dniu nic nie zostanie z mojéj szalonéj rozmowy. Ja czuję, żem wielką popełniła niedorzeczność swoją szczérością, ale to piérwszy raz w życiu podobno, wylałam się, czując, że może mnie zro-