Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pod zmarszczoną, niby dumną, a wiecznie pochmurną twarzą. Może też Prezes doświadczywszy jak ludzie łatwo korzystają z dobroci i nadużywają, pokrywał ją tak starannie i nie dawał widzieć umyślnie. To też patrzący nań, nie lgnął od razu do niego, trzeba było długiego nawyknienia, głębokiéj znajomości serca, wypadku wreście, aby z pod téj nasrożonéj powierzchowności widzieć się dała anielska dobroć i prawość charakteru staropolska. Jedynaczkę córkę kochał Prezes nad wszystko w świecie, na nią zléwały się uczucia najtkliwsze jego serca, których stary nie miał gdzie indziéj obrócić nawet. — Przed nią nie taił się nawet z swoim charakterem, żądania Matyldy były mu rozkazami, a choćby najdziwniéjsze wyroiła, nie sprzeciwiał się, nie zastanawiał, spełniał, — to tylko umieją prawdziwie kochający czynić. Matylda zaślubiona za życia matki, bardzo młodo, podżyłemu obywatelowi, utraciła męża wkrótce. Od lat kilku wdowa wolna, bogata, sprawiała oskomę wszystkim młodym i starym kawalerom w okolicy. Prezes na wszystkich starających się patrzał z boku, a milcząc uważał tylko, kogo córka wybierze. Widocznie bardzo dała piér-