Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

próżna? — Pomódz jéj może tylko jeden Bóg, gdy ją z tego świata zabierze... Cóż wam potém że się dowiecie o téj, o któréj lepiéj by ludzie zapomnieli... Ja dotąd nie wiem, ja o losach jéj nie jestem uwiadomiony dokładnie... najjaśniejsze to coście widzieli na oczy właśne, nieporatowany upadek...
Kobiéta milczała długo, zdawała się walczyć z sobą.
— Mówiono mi że ją nazywają Cześnikówną... że ma imie Róża? — zapytała...
— Być może — odparł stary.
— Że się kryje po lasach... kończyła przybyła, lecz czyżby jéj stałego przytułku znaléść nie można?
Proboszcz popatrzył na pytającą.
— O przytułek taki nie byłoby trudno — rzekł, są litościwe serca i ludzie coby znieśli to biédactwo dla miłości Chrystusowéj, ale się ona nigdzie nie utrzyma... Wyrwie się z zamknięcia, połamie kraty, powybija drzwi, głową tłuc będzie o ściany gdy ją szał ogarnie... Potrzebuje swobody — i niech tam Bóg się nad nią ulituje;.. przerwawszy nagle dokończył stary.
Podróżna ręce załamała... wstała z krzesła, zdawało się że jakiś wyraz stanowczy miała już na ustach, lecz siadła znowu cała drżąca.
— Gdyby to się na co téj nieszczęśliwéj przydać mogło, — zawołała — żłożyłabym chętnie na ręce pańskie ofiarę moję dla niéj... dla ulżenia jéj losowi.
— A cóż ja z tém zrobię? — zapytał proboszcz... dać jéj nie można nic, rozrzuci, rozda lub przepije...
Westchnął, kobieta płakać zaczęła. Czułość ta, którą zapewne niewieściéj drażliwości przypisywać musiał duchowny, nie zadziwiła go bynajmniéj, czekać się na coś zdawał...
— Ale jakże do tego stanu przyszła? zkąd i jak dawno jest tutaj? poczęła pytać z gorączkowym pośpiechem.
— W okolicy już od lat wielu się błąka, a gdzie wprzódy była — któż to wiedziéć może..?
— I zjawiła się już w takim stanie obłąkania, daruj méj ciekawości, — mówiła podróżna... nie wiem dla czego widok tego nieszczęścia takie na mnie uczynił wrażenie — jestem niém przejęta cała...
Zmieszała się widocznie...
— W początkach nie było tak źle... błąkała się — rzekł proboszcz,