Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/148

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    przyźbie. Okno izby w któréj mieszkał Skórski zapuszczone było zieloną firanką... Z komina jednak dobywał się dymek biały, świadczący iż gospodyni już ogień rozłożyła...
    W milczeniu upłynęła długa chwila... Za drzwi wyszedł mężczyzna w torbie borsuczéj, ze strzelbą na ramieniu, z fajeczką w ustach, w długich butach po kolana, świsnął na psy... Oba one zerwały się jak oparzone, strzepnęły uszami i poczęły łasić około niego.
    Z niemi razem Leśniczy w bok puścił się ścieżyną ku lasowi. Przechodził o kilka ledwie kroków od generała i Cześnikówny, która przypadła do saméj ziemi... Gęste zarośle osłaniały tę zasadzkę, któréj psy, zajęte łaszeniem się koło swojego pana, nie poczuły...
    Wyjście z chaty Leśniczego, ułatwiało Hochwarthowi pochwycenie p. Michała. Chciał wkrótce potém już wstać i iść, ale go Cześnikówna prawie gwałtem wstrzymała... Oczy mieli zwrócone na drzwi i okno, którego zasłona nie długo się podniosła, ręka z wewnątrz odryglowała je i popchnęła... W oknie ukazał się Skórski w koszuli, ziéwając i wyciągając ręce do góry.
    Generał nie czekając już dłużéj, zaroślami podszedł pod samę chatę, drzwiami z przeciwnéj strony wsunął się do sieni idącéj na przestrzał, i otworzył drzwi izby w któréj się Michał znajdował. W téj saméj chwili Cześnikówna, któréj szło o to ażeby wiedział kto mu przyjaciela przyprowadził, stanęła, śmiejąc się, naprzeciwko okna — w którém stał Skórski.
    Na widok jéj z krzykiem przeraźliwym cofnął się w głąb napadnięty, zdjął z kołka strzelbę i w piérwszym wybuchu gniewu i strachu — zmierzył i wystrzelił.
    Generał stał właśnie w progu...
    Dym zaległ w części izbę i zasłonił nieszczęśliwą ofiarę, która chwytając się za pierś, z krzykiem i śmiechem urągliwym — upadła...
    Jak obłąkany rzucił Skórski na ziemię fuzyą, gdy w téj chwili zwracając się spostrzegł niespodziewanego gościa. Z rewolwerem w ręku Hochwarth stał w progu spokojny, blady, uśmiechający się szydersko.
    — W samą porę przybywam — odezwał się, ażeby zabójcę w imieniu sprawiedliwości aresztować...
    Skórski stał jak osłupiały, nie usiłując się bronić nawet...
    Na huk strzału z domu, wylękła wyrwała się gospodyni na podwórze... Na przeciw drzwi leżała Cześnikówna na wznak, z ręką na pier-