Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyłożyła rękę do twarzy, jakby strzelać miała i zawołała. — Buch leży! i wszystko skończone...
Dygnęła generałowi. Umysł jéj już poczynał się rozstrajać.
— Wy już wszystko wiécie, dodała... że on był moim kochankiem i że mi piérwszy nawiązał na szyi stryczek, który mnie dusi a zadusić nie może. Ot taka dola! Tyle lat... tyle lat a końca niéma...
Generał wpatrywał się w nią zdumiony; rysy jéj twarzy wykrzywione, znędzniałe, dziwnie mu jednak chwilami przypominały żonę...
— Cóżbyście wy z nim zrobili gdybyście go znaleźli? spytała Cześnikówna — mówcie...
— Możebym go oddał do kryminału, rzekł generał, a może sam się z nim rozprawił...
— Jego szkoda do kryminału... odparła Róża — jemuby tam było dobrze. — On ma piéniądze, jemu być tam krzywda się nie działa. Daliby mu szlachecką izbę a potémby się opłacił i puściliby go na wolność...
Potrzęsła głową. — Jegoby na wolnym ogniu piec... przywiązanego do drzewa... a jabym śpiéwając tańcowała do koła... Niechby się tak pomęczył trochę jak ja całe życie...
Hochwarth słuchał i patrzył...
— Już gdybym ja go złapał, ręczę wam nie byłoby mu téż wesoło w moich rękach...
Róża w dłonie klasnęła. — To lubię! Gdzie on tam i ja?
— O ho! a więc gdzieś on tu niedaleko być musi, jeżeli wy jesteście? podchwycił Hochwarth zbliżając się — Róża popatrzyła nań skrzącemi oczyma.
— A kto wié? może!
Hochwarth machinalnie sięgnął do kieszeni, brzęknęły w niéj piéniądze. Z krzykiem i złością rzuciła się od niego Cześnikówna, podnosząc pięść groźnie.
— Co ty myślisz! żem ja Judasz! że ludzi sprzedaję? krzyknęła... A idź ty mi precz...
I jakby przestraszona poczęła nazad drapać się do swojéj dziupli na drzewo...
— Czekaj! zawołał generał surowo, — przecież ci pieniędzy nie myślałem dawać... gadajmy z sobą po ludzku...
— Ja nie umiem po ludzku; — jeszcze gniewna, zwiesiwszy się nad dziuplą mówiła Cześnikówna.