Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

są z rzeczywistości czerpane. Można je bluszczem umaić, ukwiecić, oświetlić... ubarwić — ale cóż stworzyć potrafi człowiek, ograniczony żelaznymi ściany swojego organizmu cielesnego i duchowego!
Mówmy więc o tym, na co oczy patrzyły i co przeżywszy rzeczywistość ma prawo odrodzić się jeśli nie w pieśni, to w opowiadaniu zimowego wieczora.
Jeden z dwóch pałaców rodziny Zamoyskich na Krakowskim Przedmieściu był przed rokiem 1861 podzielony na mnóstwo drobnych mieszkań, które dosyć tanio różnym osobom wynajmowano. Mieściło się tam i młodzieży wiele, i mniejszych a niezamożnych rodzin urzędników, i wszelkiego powołania ludzi, szukających bezpieczeństwa i schludności przy umiarkowanej cenie.
Na drugim piętrze jeden z pokoików szczupłych, z malutką sionką tylko, zajmowała od niejakiego czasu osoba, która ludność pałacu, złożoną w większej części z młodzieży, mocno zaintrygowała. Jak się ona tu potrafiła dostać, gdzie kobiet samotnie mieszkających nie przyjmowano, kto jej to mieszkanie wyszukał i najął, nie wiedziano. Nie postrzeżono nawet zrazu, kiedy się wniosła, a tak wychylała się mało za próg swego pokoiku i tak ostrożnie snać, aby wejrzeń nie ściągnąć, iż nierychło jakoś oko ciekawego młodzika wyszpiegować ją potrafiło.
Było to późną jesienią; pan Zygmunt Haraburda, Rusin, uczeń malarza Simmlera (który prawie nie przyjmował uczniów i uczynił tylko dla niego wyjątek), wracając ku wieczorowi na trzecie piętro, gdzie się mieścił, spotkał na schodach niespodziane zjawisko.
Nie mógł dostrzec dobrze rysów twarzy, ale jako artysta, w półmroku ciemno zarysowującą mu się postać niezmiernego wdzięku, proporcji i gracji kla-