Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giego pokoju, który stosunkowo był daleko mniej przepełniony.
— Tu chłodniej — odezwał się hrabia i postąpił krok naprzód, Lenora zawahała się, ale nie chciała okazać mu obawy ani nieufności, weszła.
— Pani — rzekł pośpiesznie hrabia z widocznym niepokojem — przebacz mi, że w miejscu i chwili niestosownej odezwę się niewłaściwie, nieprzyzwoicie; nie mam wyboru... muszę...
— Hrabia z góry możesz być pewny, iż mu nic za złe nie wezmę.
— Nawet, nawet gdybym tu, lękając się pani stracić, oświadczył jej, że mam dla niej więcej niż najwyższy szacunek, więcej niż najgorętszą przyjaźń...
— Panie hrabio, dosyć!
— Nie dokończyłem: jeśli pani jesteś wolną sercem, a nie uznasz mnie niegodnym swej ręki, proszę o nią.
Spojrzał, w oczach Lenory stały dwie wielkie łzy świecące; ujęła jego rękę i powoli słabym rzekła głosem:
— Dziękuję ci, hrabio, z duszy i serca dziękuję, na całe życie moje starczy mi tej chwili promienistej. Jestem szczęśliwa. Wolno mi powiedzieć ci, że nie kochałam nigdy nikogo, a ciebie kocham i kochać będę jednego do zgonu... ale na Boga, który mnie słucha, przysięgam, że ręka, co nie może być twoja... nie będzie niczyja... Pamięć o tobie poniosę do grobu.
— Jak to? — zawołał przejęty hrabia. — Nie możesz być moja? Dlaczego?
— Nie pytaj, nie mogę! przysięgłam. Nadto kocham cię, bym w twój dom i rodzinę nieuchronne nieszczęście wnieść mogła. Nie mogę! Pozwól mi być godną ciebie... i dlatego nie być twoją; kocham cię, hrabio, nie będę niczyją... rozstańmy się podając so-