Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mię ciemniejszy, ogień był wygasł i przy nim czytać było niebezpiecznie, schowała więc do jutra. Całą prawie noc niespokojna marzyła o pugilaresie, który na piersiach złożyła. Spała snem przerywanym i cicha wiosenna noc ta wydała się jej jak wiek długa. Osłoniona grubą oponą, oparta o wóz, drzemała w marzeniach. Dżęga zawinął się w kilimek i usnął, chłopak okrył łachmanami i padł jak kamień na ziemię, stara, w kłębek zwinięta, chrapała. I nic nie było słychać, oprócz szemrzącego strumienia, owego zegara doliny.
Nareszcie gwiazdy pobladły, niebo zwolna zaczęło się rozjaśniać — chmury poróżowiały i przegnane wiatrem, poszły dalej... szczyty gór oblały promienie słońca. Zara mogła wstać. Dolina była oblana rosą ranną, na wyżynach mgły się plątały, czepiając po wierzchołkach lasów, a gdzie doszło słońce, dymiły opary białe. Wszystko spało jeszcze głębokim snem poranku, mogła więc odejść nieco i niepostrzeżona rozerwać pugilares, na którym po dniu czarna krew była widoczniejsza jeszcze. W środku, jakby na potwierdzenie strasznych domysłów, znalazła papiery świadczące, że należał w istocie do Zbigniewa. Ale skąd mógł się on dostać do Cyganów? Tę zagadkę wyjaśnił jej brulion listu, przed dniami kilku pisanego, niedokończonego i włożonego do pugilaresu. List był do doktora; uwiadamiał go Zbigniew, iż na ostatek ślad gromady cygańskiej, w której Dżęga i Lenora być musieli, wynalazł, cieszył się swoim szczęściem, zbliżeniem do zbiegłej swej pani i nadzieją, że jej może być pomocą. Czytając list Zara rozpłakała się, chwyciła za rozpalone czoło, załamała ręce i ledwie jęk rozpaczy mogła na ustach powstrzymać. Ta krew, ten pugilares dowodziły jej aż nadto jawnie, że nieszczęśliwy Zbigniew pochwycony być mu-