Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jesteśmy wśród samej najsroższej zimy — odparł Zbigniew — ale dlaczegoż pani mnie pytasz o to?
— Pragnę zieloności, wiosny, ciepła. Jestem dziwaczką — odpowiedziała Lenora.
Zbigniew uważał ten zwrot rozmowy za umyślne odciągnięcie jej od pierwszego przedmiotu, a że bałwochwalczo pragnął zastosować się do woli swej pani, milczał, nie wiedząc, co mówić.
Siostra Felicja, świadek tej rozmowy, siedziała w kątku z książką, niekiedy ciekawie spoglądając to na chłopaka, którego cała postawa wyrażała uszanowanie i cześć, to na Lenorę, której twarz uśmiechała się współczuciem czystym, siostrzanym.
Zbigniew począł potem opowiadać o ogólnym usposobieniu umysłów, o pobudzonym życiu w kraju, o rozkwitających nadziejach. Rozmowa zwróciła się z tego na prześladowania Lenory i głos opinii publicznej w tej sprawie. Ile razy Zbigniew czulszą ją i więcej osobistą chciał uczynić, Lenora, przeczuwając ten kierunek, wprowadzała go znów na obojętniejsze jakieś opowiadanie.
Gdy się nieco późno zrobiło, nieuspokojony wcale, nienasycony, młody chłopak musiał wreszcie odejść, chociaż i widzenie ideału, i posłyszenie dźwięku jego głosu już dlań było szczęściem wielkim; Lenora odprowadziła go do drzwi z życzliwością i uśmiechem weselszym, niż było usposobienie jej duszy — dała mu dobranoc, kazała się kłaniać matce i powróciła do siostry Felicji zamyślona. Już miały po klasztornemu i wedle obyczajów szpitala zacząć modlitwy wieczorne, gdy pani Laura, dla której wieczór świata wielkiego dopiero się rozpoczynał, wpadła wystrojona i pachnąca, jadąc na jakiś raut, aby swą protegowa-