Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a oni do nas, jak kraska do wrony niepodobni. Komu Bóg wroną i krukiem być kazał, darmo cudze pióra brać — darmo. Napisano na twarzy — czarne przekleństwo. I ty je nosisz, dziecko, choć ci je białe ręce ścierały.
Zamilkł chwilę.
— Gdzieżeś bywał, Dżęga? — ozwała się słabym głosem Lenora, patrząc na niego.
Starzec ręką zawalaną przesunął po twarzy i uśmiechnął się szydersko, zważając, że unikała go nazywać ojcem i odparł:
— Ty, panuńku, nie wierzysz sobie, że stary Dżęga i stara Marana twymi rodzicami! Nieprawdaż? czemu mi nie powiesz — ojcze! Mnieć w sercu miło by posłyszeć było, że dziecko się do mnie przyznało, choć ono w cienkich szatach, a ja w grubych... Ale tak! gdy kukułka jaje złoży w gnieździe cudzym... ani ta, co je wysiedziała, ani ta, co zniosła, do niego się nie przyznają; tobie kukułką być... bez gniazda.
— A, powiedzże mi! — przerwała gwałtownie Lenora wyciągając ręce ku niemu. — Ty przecie wierzysz w tego Boga, co nas przeklął, i modlisz się w jedną noc księżycową do niego, choć wiesz, że cię nie wysłucha. Powiedz mi, na imię wielkiego Ducha, zaklinam... jesteś ty ojcem moim?...
Cygan białymi zębami się rozśmiał.
— A co by mi było za cudzym chodzić dzieckiem? Czy myślisz, żem ja grosza żądny?... Nie...
Dobył z zanadrza wór skórzany i na podołek koszuli wysypał parę garści dukatów świecących...
— Jam nie ubogi. Zabiliśmy na węgierskiej granicy kupca. Pożywiło się nas trzech na długo, a żyjemy niczym, wiatrem, dymem... i podpłomykiem.
Na te słowa: zabiliśmy! Lenora twarz zakryła.
— Co tobie, dziecko! — śmiejąc się rzekł Cygan,