Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

występkiem nawet było posądzać. Stróż przeklinał prześladowców, choć ich imienia nie wiedział.
Lenora weszła do swych pokoików, przygotowanych na jej przyjęcie, ukwieconych, wyświeżonych od rana i zapłakawszy omdlała. Naówczas wszyscy, szanując to wzruszenie, po cichu odeszli, zostawiając przy niej tylko lekarza i siostrę Felicję.
Wstrząśnienie, wywołane wypadkami dnia tego, było za silne dla rekonwalescentki; mimo wszelkich zabiegów doktora, wieczorem objawiła się niepokojąca gorączka i zagroziła recydywą.
Noc spłynęła w błogim, ale gwałtownym delirium, wśród którego chora śpiewała piosnki dziecinne, rozmawiała z wojewodziną, miała widzenia straszne, płakała, śmiała się, zrywała do fortepianu — i dopiero nad ranem uspokajające lekarstwa sen głęboki wywołały.
Przy łożu sieroty została Felicja, a na posługach Kasia, u drzwi Zbigniew, obwinięty w palto wytarte, na mrozie stróżował, czekając, czy gdzie posłać go nie będzie potrzeba. Noc całą nie zmrużyli oka przyjaciele Lenory — ranek zastał ich strwożonych, doktór był ponury i milczący. Nazajutrz przybyła pani Laura, aby wyręczyć siostrę, przywiozła z sobą Stefcię, i tak mieniając się, cały dzień u łoża przebyli. Po gorączce nastąpił sen długi, który lekarz za dobry znak uważał i przerywać go nie dozwolił. Przytomność zdawała się powracać, rozdrażnienie ustawać, chora budziła się, patrzyła, pytała, gdzie jest, poznawała przytomnych, uśmiechała się do nich i zmorzona znów potrzebą snu, padała na poduszki z ustami złożonymi jak do błogiego uśmiechu.
Patrzący nie mogli się powstrzymać od łez. W tej ciszy i oczekiwaniu przeszła i noc następna.
Słabość się przeciągała, doktór znajdował, że nie