Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
46

nowała taka żółtaczka. Przyjęli przy wysiadaniu Sędziego i pana swego, ludzie porządnie ubrani, zwinni, ale jak snadno poznać można było, mocno bojący się pana, który nie musiał być z najłagodniejszych.
Wnętrze domu oddychało tymże porządkiem, i wygodkami obmyślonemi wcześnie; lecz nigdzie nie było smaku i wdzięku, bo ożywiająca mieszkanie myśl czołem biła przed ciałem gospodarza i o jego tylko wygody starała się. — Na samém wejściu do sieni wzniosła się wielka burza z powodu, że okna w czas od komarów nie zostały pozamykane. P. Mateusz łajał nielitościwie sługi, którzy z przestrachu głowy potraciwszy latali. Wreście weszli przybyli do pokojów i kazano co najśpieszniéj podawać samowar.
My tymczasem skreślmy w kilku słowach wizerunek P. Mateusza, a naprzód jego życie; bo przeszłość ręczy za przyszłość, wiąże się z nią ściśle i obie od siebie zależą. P. Mateusz był jedynakiem u rodziców, a zatém popsutém dzieckiem. Los jego chciał, żeby rozpieszczony przez ojca i matkę, wcześnie ich stracił i z zarodami egoizmu, z wielką żądzą użycia świata, został sam jeden. — Wprawdzie miał on jakie-