Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
198

— Chwałaż Bogu!
— Anna wie?
— Wie i zgadza się na wszystko.
— Ciotka?
— Podpisała i zezwoliła.
— Więc jedziemy?
— Trzeba się tak wyrachować, abyś tam stanął gdy się wszyscy pośpią. Jak uajciszéj podjedziesz pod ogród, a sam pieszo udasz się do Anuy, która pewnie czekać będzie — Jak tylko wsadzisz ją do powozu, rozkażesz jechać nie na miasteczko, ale na Gniły Bród, tam ślady znikną i daléj nie będą wiedzieli jak was gonić. Na tylnich kołach powozu uczepić trzeba brony chrustem nasłane, żeby na piasku ślad zacierały. Inaczéj P. Mateusz mógłby dogonić, i Bóg wie coby było. Przełożona Bernardynek jest uprzedzona, prosto więc odwiezie ją Bałabanowicz tam, Waćpan jutro wrócisz tak jakby z polowania i umyślnie będziesz się pokazywał w sąsiedztwie, żeby cię nie posądzano.
Pan Teodor pobiegł do zegara.
— Pół do dziewiątéj! ztąd pół mili do Brzożówki, P. Mateusz kładnie się i zasypia zwykle o dziesiątéj, mamy więc jeszcze godzinę czasu!