Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
194




XVII.

W Złotey Woli panował znowu ten sam porządek, ta sama cichość jak wprzódy, wróciły dawne zwyczaje, mops używał świeżego powietrza w ganku, zegar jednostajnym gankiem przerywał tylko ciszę, Jan drzemał z tabakierką w przedpokoju, a Pani Dorota ciągnęła kabałę. Wypadki, któreśmy opisali, tak się zatarły, że świadkom ich trudno już było w nie uwierzyć. Kiedy Sędzia zajechał przed ganek, zdawało mu się, że ledwie jedna noc upłynęła od chwili, kiedy tu w interessie P. Mateusza przyjeżdzał, tak dalece wszystko było też same.
Wysiadł i spytał o panią, Jan wprowadził go poważnie do pokoju i drzwi za nim zamknął. Pani Dorota powitała go jak starą znajomość, ze wszelką przyzwoitością i ceremonijami. Po-