Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
192

— Ja nie chcę żadnéj ugody i nic się nie dopominam, odpowiedział gospodarz, boli mnie tylko żeś tak się względem mnie odmienił Sędzio.
— A ty?
— Cóż chcesz — prawdziwie, cóż ja ci robię - !
— Niepojmowałem żebyś potrafił jeszcze usta do tłumaczenia się otworzyć. Podły człowiecze.
— Pan mnie chcesz z własnego mego domu wypędzić!
— Nie zatrzymuję cię, ale rozumiem, że przynajmniéj mi pozwolisz tu odetchnąć —
— Więc ja uchodzę! rzekł gospodarz porywając za kapelusz. Wyszedł zatrzasnąwszy drzwi za sobą, a wkrótce podano mu konia i Sędzia ujrzał go z chartami wyjeżdzającego w pole.
Tego mu potrzeba było właśnie, natychmiast więc udał się do Anny, która z bocznego pokoju całéj rozmowy słuchała.
— Przybyłem tu dla ciebie, rzekł do niéj spiesznie Sędzia, nie mam chwili do stracenia. Chcesz być wolną?