Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
VII. Na Koenigsteinie.

Dopóki powóz toczy! się po bruku miejskim, przez małe okienko mogli kiedy niekiedy mimo nocy, to światełko zobaczyć, to ludzki głos posłyszéć, to jakiś znak życia pochwycić; wkrótce jednak z kamieni zjechali na zwyczajną drogę i Wereszczace zdało się, że ani mostu, ani nowego miasta nie przebywali. Noc i cisza ich otaczała, wiatr tylko słychać było, chwilami smagający ściany powozu tego osobliwszego i tentent koni otaczających i szepty żołnierzy.
Powóz posuwał się dosyć powolnie, po drodze nie zbyt równéj, migały nad nią wysadzane znać drzewa. Gdzie byli rozpatrzéć się, odgadnąć nie umiał Wojski, a Piotr tak był przybity wypadkiem, że padłszy na ławę, prawie bezprzytomny z bólu, pozostał nieruchomy i nie myśląc nawet śledzić, co się z nimi działo.
Wereszczaka pomyślał tylko: — No, zdziwi się moja hrabina Orzelska, gdy się jéj jutro nie stawię. Zapyta może Brühl, co się ze mną stało? Nie po-