Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Natychmiast wszedł w wysokich butach palonych z ostrogami, w kapeluszu stosowanym, w mundurze wojsk saskich, przy szabli wojskowy jakiś, trzymając w ręku papier, a za nim gospodarz i trzech żołnierzy, z których jeden pozostał u wnijścia, a reszta za zdumionym postępując Wereszczaką wtargnęła wewnątrz mieszkania. Oficer spytał go po niemiecku, czy on był... a nie mogąc wymówić nazwiska, pokazał mu papier, na którym stało coś podobnego do Wereszczaki. Zatem nie rozprawiając dłużéj, domagał się towarzysza jeszcze. Jeden żołnierz został przy Wojskim, któremu się kazano ubierać niezwłocznie, drugi z oficerem i gospodarzem szedł daléj, w widocznym zamiarze wyszukania Piotra, który już stał na pół odziany w progu, rozbudzony tą wrzawą. Oficer aresztował natychmiast Zagłobę i jemu téż odziewać się polecił, na wszystkie pytania odpowiadając tylko ruszeniem ramion i uderzeniem ręką po papierze. Co kilka minut naglił, ażeby wyjeżdżać? Spytano go: Dokąd? — ruszył ramionami tylko, nie dał odpowiedzi. Gospodarz nie mógł lub nie chciał ich objaśnić, widoczném tylko było, że wiedział zawczasu o losie swych gości, gdy z nich należność ściągnął. Wereszczaka spytał, czy mogli zabrać rzeczy, na co otrzymał odpowiedź potwierdzającą, Piotr chmurny nie odrzekł ani słowa.
Co to miało znaczyć — nierozumieli dobrze; domyślali się wszakże jakiéjś zdrady i zapewne wypędzenia z Saksonii aż do granicy polskiej. Próżno było