Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Każdy dom i uliczkę! Jam się tu przecie nad Elbą urodził i mam nadzieję, że mnie tu pochowają.
— Jest na Nowém Mieście jaki dom Holzerowéj?
Franz się uśmiechnął figlarnie.
— E! to się już graf, przepraszam, spóźnił, stara baba, dawniéj była niczego.
Piotr się namarszczył, trzeba jednak znieść i wysłuchać było.
— Dom Holzerowéj na Meisnerowskiéj ulicy, poprowadzę pana i pokażę.
— Idź przodem, rzekł Zagłoba, nie oglądaj się na mnie, gdy przyjdziesz pod dom, stań, postój, obejrzyj się i wracaj natychmiast nazad.
Dał mu talara, Franz się puścił żwawo ani słowa nie mówiąc. Nie można było powiedzieć, żeby się oglądał, przecież czuł Piotr, iż się do jego chodu stosuje.
Wyprzedził go do domu, stanął, postał, poszedł do piekarza bułkę kupić i zabrawszy ją już wracał, gdy Zagłoba zwolna dopiero się do wrót zbliżał. Minęli się tak, nie mówiąc słowa. Piotr się téż ani tu domowi mógł przypatrywać, ani miał nadzieję cokolwiek zobaczyć, wiedział już z opowiadania Magdy, iż mieszkanie Maryi wychodziło na ogrody ku Elbie. Szło mu o to, ażeby domostwo obejrzéć, i choćby okna z tamtéj strony oglądać. Ówczesne ogrody nie były jeszcze tak poostawiane murami, tak obwarowane szczelnie, jak dzisiejsze. Uliczka po za hauptwachtą przy moście spuszczająca się ku Elbie, do-