Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwinną, dumną i wykrygowaną po żołniersku. Stary weteran, piechur, ulegając fantazyi pieszczoszki, wyuczył był ją bronią robić, musztrować się, całą służbę pełnić, i umiała ją tak doskonale, że się téj osobliwości napatrzéć nie było można. Co tam za myśl tkwiła w téj młodéj główce, Bóg raczy wiedziéć; babka nie mogła jéj wyperswadować, ciągle się przebierała po męzku. Najlepiéj lubiła chodzić w mundurczyku i nie zajmowała się niczém tylko musztrą.
Narzekała przedemną staruszka, że jéj do żadnéj robótki, do żadnego zajęcia kobiecego nakłonić nie było można. Ale sądzę, że babka jéj téż wielkiego nie zadawała gwałtu, bo się w niéj szalenie kochała. Przyjęła mnie po staréj znajomości, niby dobrego przyjaciela, a z dziecinną trzpiotowatością; opowiedziała mi, że wiele postąpiła w muzyce, i że już nad nią nikt nie potrafi lepiéj robić bronią; że chciałaby tylko teraz jeszcze nauczyć się jeździć konno, bo jéj to jeszcze bardzo jest potrzebne. Gdym się śmiać zaczął z téj nowéj fantazyi, nachmurzyła się i uciekła.
Pogodziliśmy się wszakże nazajutrz, pozwoliła mi nawet zobaczyć swój klawicymbalik, który jéj babka sprawiła, i dowiedziawszy się, żem grał na skrzypcach, kazała mi skrzypce przynieść i przyjść jéj zagrać. Dziecko było tak urocze, żem mimo śmieszności, na jaką się w mych oczach narażałem, przyszedł jéj zagrać, z czego była bardzo rada. Trzeba ją