Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ to dzieciak śliczny! co to będzie, gdy dorośnie, — zawołałem zachwycony, chociaż nie łatwo mnie jaka twarz zająć potrafi.
Mój towarzysz się uśmiechnął i szepce mi na ucho:
— Co za dziw! królewska córka!
Opowiedział mi tedy na ucho, iż córka téj siwowłoséj jejmości, która się nie pokazywała nigdy, bo była chorą, w czasie jednéj bytności króla w Warszawie, pozyskała jego serce. Sierotka jego tak piękna była królewską córą. Lecz kapryśne serce Augusta II-go wprędce zapomniało o nieszczęśliwéj Henryecie Duval i dziecię chowało się na łasce babki, opuszczone dosyć. Jużem późniéj siedząc w Warszawie, nie chodził gdzie indziéj jeść, tylko do Duvalowéj, aby to cudne dziecię zobaczyć. Kilka razy próbowałem je zaczepić, zagadać, a było to dumne, milczące jakieś, nieprzystępne, że się słowa z niego dopytać było trudno. Przecież gdym starą Duvalową poznał lepiéj, a rozgadał się z nią, uzyskał w domu wstęp i gościnne przyjęcie, jakoś i ta mała się udobruchała. Obchodziłem się téż z dzieckiem bardzo grzecznie i oględnie.
Osobliwość była przypatrzéć mu się bliżéj, takie w téj naturze zawczesne grały instynkta krwi. Bywało, gdy ulicą idą regimenta gwardyi, kawalerya, wojskowi jadą, muzyka gra, to się do okna rwie, drży, rumieni, w rączki płaszcze, a nabiera postawy jakby żołnierskiéj. Te ciemne i brudne izdebki gar-