Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cyami, nigdzie nie było tyle złota, a obok może takiéj nędzy. Wszystko aż do mieszczaństwa stolicy wyglądać musiało paradnie, a obyczaje sług naśladowały pańskie. Obok szlachty saskiéj, wielki natłok cudzoziemców, i znaczna liczba Polaków roiła się około dworu: Duńczyk Löwendahl, Meklemburczyk Wackerbart, Pomorzanin Manteufel, Piemontczyk Lagnasko, i Fleury, Lotaryńczyk Lutzelburg, zajmowali tu pierwsze naówczas najwyższe stanowiska, pani Denhoff i jéj rodzina, mimo wspomnienia panny Osterhausen, pozostała ostatnią króla miłością, uwolniwszy go od uprzykrzonéj tyranii pani Cosel.
Przez czas pobytu swojego w stolicy saskiéj, rotmistrz miał zręczność zawiązać tu mnogie stosunki; gotów na wszystko, odważny, nie rachujący się z sumieniem, miły towarzysz, spędził tu jakiś czas na zabawach z pierwszemi dygnitarzami stolicy saskiéj, znał wszystkich, a choć czasy się nieco zmieniły, pani Cosel nie było, Fleming zmarł, liczył na innych, do których się mógł udać po opiekę, a nawet na samego króla, jeśliby był zmuszony uciekać się aż do niego. Przy księciu następcy miał Sułkowskiego, przy panującym młodego Brühla, najgrzeczniejszego i najuczynniejszego a razem najzręczniejszego z dworaków. Planu postępowania nie osnuł jeszcze stałego, czuł, że go zastosować musi do okoliczności, wahał się, obmyślał, ale mu nie zbywało na najzuchwalszych. Roiło mu się, że przynaj-