Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się skończyło, powrócili oba do gospody, ale pan Piotr zrazu chciał w Berezie pozostać, gdyż czemu i Wojski nie przeczył, zakonnik tak był podobny do Wita, iżby przysiądz można, że jego, a nie kogo innego widzieli.
Sami się z siebie śmieli, boć przecie umarli z grobu nie wstają, a Wit niezawodnie umarły był i pogrzebiony, — ale to podobieństwo tak ich złudziło, tak zmięszało, iż długo sobie z niém rady dać nie mogli. Spóźniło to wyjazd z Berezy nieco, wszakże opamiętawszy się, ruszyli, opędzając dziwnéj téj myśli, a raczéj, jak sądzili, urojeniu. Długo wszakże pan Piotr widzenia tego zapomniéć nie mógł, i znalazł w niém pobudkę modlenia się za duszę nieszczęśliwego bratanka.
W lat dziesięć potém gdy i ta przygoda była zapomnianą zupełnie, odebrał pan Piotr list od przeora Kartuzów, ażeby, gdy mu zręczność dozwoli był łaskaw kiedy klasztor odwiedzić, dla poufnego rozmówienia się znim w pewnéj sprawie. List ten przywiódł na myśl Zagłobie widzenie owo w pustelni i niebawem pośpieszył do Berezy, nie mówiąc nawet nikomu dokąd jechał i po co. Przeorem był już inny zakonnik. Po krótkim wstępie, gdy sam na sam zostali, Przeor wyjął ze stolika pismo i odezwał się do Zagłoby.
— Było życzeniem pobożném jednego z naszych braci, aby po zgonie jego, dano o nim znać panu i proszono o pamięć za duszę nieszczęśliwego. Brat