Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w kaplicy od dziękczynnego nabożeństwa. A że musiano posyłać po księdza, i po drodze także posłaniec Wereszczaki rozgadał o powrocie do dworu obojga państwa z Bożéj Woli, cudowna ich historya rozeszła się wnet po całém bliższém i dalszém sąsiedztwie. Co żyło więc tylko znajomych dawniéj, przyjaciół, sąsiadów, jakby sobie słowo dali natychmiast jechać do Bożéj Woli. Już począwszy od południa, powozy, wózki, konni ściągali się do dworu z powinszowaniami, a prawdę rzekłszy i z niezmierną téż ciekawością posłyszenia, dowiedzenia się coś z ust własnych ocalonego cudownie pana Piotra. Nawet szanowny sędzia Dzierżyński i owe trzy godne córki jego, które tak czuła przyjaźń łączyła z nieboszczykiem Witem Zagłobą, dowodząc, że się zawsze brzydziły tym człowiekiem, przybyły z tatkiem winszować pani Maryi. Sędzia miał szczególniéj na widoku, że się tam przy ogólnéj radości téj, bez dobrze zastawionego stołu i wytrawnego wina obejść nie mogło. Córkom jego pilno się było wytłómaczyć, że chociaż nieraz uczestniczyły w ohydnych zabawach rotmistrza, zawsze to czyniły ze wstrętem i wielkiém politowaniem nad losem saméj pani. Na widok tych gości, którzy jéj bolesne przypominali chwile, jakkolwiek uprzejma i grzeczna pani domu, cofnęła się z widoczném oburzeniem na bezwstyd, z jakim tu przybywali. Panny znalazły w tłumie z kim się zabawić, a sędzia wiedziony brzękiem szkła, z uśmieszkiem poszedł ku butel-