Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pana Piotra nazwiska nie widziano wymieniać potrzeby.
Wojski przywitał się z sąsiadem, a przedstawiając mu przyjaciela, tak zakręcił językiem, iż gospodarz nie usłyszał, kto był, a pytać powtóre nie śmiał.
— Kochany pułkowniku, odezwał się Wereszczaka, coś mi blado wyglądacie.
— Co za dziw! westchnął stary, miałem okropny wypadek.
— Cóż się stało!
— Tragiczna historya, rzekł pułkownik, dawny mój znajomy, rotmistrz Zagłoba, zajechał do mnie z żoną. Żonę u mnie zostawił, a sam gdzieś wybiegł za interesem. Poszedłem jéjmości złożyć attencyę, w tém, rzecz niespodziana, prosi mnie o pomoc przeciwko opressyi własnego męża, odzywa się do rycerskiego mojego charakteru.
Piotr zerwał się aż słysząc to, Wojski i on spojrzeli po sobie.
— Rozumiecie panowie, dodał pułkownik, iż odmówić nieszczęśliwéj kobiecie byłoby zbrodnią. Dałem straż, zapewniłem ją, iż się jéj przeciwko woli nic nie stanie; westchnął — chciała koniecznie wracać do ciotki. Najsurowsze wydałem rozkazy. Nadjechał mąż, przyjąłem go, jak należało, ale cóż? niecnota ten, korzystając z mojéj choroby, bom mocno zapadł na moją podagrę, zmówił się z niegodną kobietą, ochmistrzynią dworu, już dziś wypędzoną