Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zbielałym od potu koniu dopadł stajni i przybiegł zdać sprawę panu. Oba na przeciw niemu wybiegli.
Damian dośledzić tylko potrafił, iż rotmistrz z żoną udał się do Borszczówki, lecz co się daléj stało, czasu nie miał tropić, gdyż by inaczéj o naznaczonéj nie powrócił godzinie. Drugi posłaniec potwierdził toż samo, dodając, iż powtórnie rotmistrz, u proboszcza Kromowicza konie wziął siłą i téż do Borszczówki pośpieszył.
Zdawało się Wojskiemu i Piotrowi, iż się tam może ukryć, postanowił, że go tam jeszcze osaczą i wezmą. Pośpiesznie więc siedli na konie, jak najprostszą drogą puszczając się do rezydencyi Szwalbińskiego. Wojskiemu był on znajomy dobrze, ale szlachta z nim w ogóle nazbyt się nie bratała, a wstręt budził obcemi obyczajami, które ze dworu saskiego przejął. Cierpiano je w królu i jego otoczeniu, w innych znieść było trudno, prędzéj francuzką manierę i obyczaj pobłażliwie przyjmowano, niżeli niemieckie te, które też przekręceniem tylko były i popsuciem francuzczyzny z czasów Ludwika XIV-go.
Śmiano się ze starego Szwalby, jak go zwano, a choć kto do niego zawitał, nie popasał długo, chyba kielichy lubił i na wino był głodny. Wiedzieli oba panowie, iż rotmistrz z czasów pobytu w Saksonii .i u dworu miał z nim zażyłość i nie dziwiło, iż się postanowił skryć w Szwalbburgu, gdzie dosięgnąć go było trudno.