Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lecz to jasnowidzenie macierzyńskie raziło go i przestraszyło. Miał ją zawsze za wielce świątobliwą niewiastę, teraz zdało mu się, że jéj sam Pan Bóg zatajone objawiał rzeczy. Grzechem uczuł, że przed nią skrywał to, co ona przeczuwać umiała. Obejrzał się tylko, czy ich kto nie słuchał i cały blady, rzekł cicho do matki.
— Matuniu kochana, sen twój był snem proroczym, nie mogę dłużéj kryć przed tobą, poczciwy Piotr ocalony został, żyje i jest u mnie.
Staruszka krzyknęła zdziwiona, Wojski pohamował ten objaw zbyt głośny i cicho począł jéj szeptać wszystko, co wiedział. Modliła się, słuchając a sławiąc Opatrzność Boską, łzy potoczyły się jéj z oczów, a miłość gorąca dla syna wezbrała, gdy się dowiedziała, iż szedł ratować przyjaciela. Ani go chciała wstrzymywać, ani mu śmiała odradzać. Relikwie dała na drogę, zakrzątnęła się, żeby pieniędzy nie zabrakło i płacząc, pożegnała się z synem, nie domagając się nawet widziéć na jawie tego, którego we śnie widziała, aby jemu nie dodawać troski.
Po tysiąc razy powtórzyła synowi, ażeby się dla niéj oszczędzał, pobłogosławiła, ucałowała, a gdy drzwi się za nim zamknęły, spokojna zaczęła się modlić.
Wysłanego Damianka nie było dotąd, wszystko zresztą gotowe do podróży czekało, lecz ruszyć nie było podobna bez jakiejś pewniejszéj wskazówki. Słońce się podniosło dobrze, gdy ów dojeżdżacz na