Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po uwolnieniu swém i śmierci Wita, Piotr długim listem oznajmił wojewodzinie o tém, jak dziwny traf wyrwał ich z więzienia, i dał im nad nieprzyjacielem zwycięztwo. Brakło tylko Maryi i dziecięcia, ale oba pisząc do wojewodzinéj, robili jéj nadzieję, którą sami jeszcze mieli, że potrafią wyszukać ukrytą gdzieś panią Piotrowę. Nawet, gdy się to nie ziściło, Piotr nie chciał donosić ciotce o swém zwątpieniu, i nie pisał nic, nie mogąc nic dobrego napisać. Wojewodzina więc pozostała teraz bez żadnych wieści o siostrzenicy, wszakże dosyć spokojna. Z ostatnich listów przekonaną była, że żyła, a ufała w Opatrzność, iż rychło miejsce jéj pobytu odkryć dozwoli. Wszyscy na dworze wojewodzinéj, podzielali tę nadzieję. Listy wprawdzie nie nadchodziły, ale może téż nic stanowczego jeszcze nie zaszło, albo i poczta zawiodła.
Późna już jesień była, lecz w tym roku szczególnie piękna i ciepła. Noce tylko nieco mroźne się trafiały, lecz we dnie kwiatki, jeszcze nawet strzelając spóźnione, żartowały sobie z zapowiedzianéj w kalendarzu rychłéj zimy. Wojewodzina szukała roztargnienia i zapomnienia, zajmując się swym ogrodem, szpitalem, choremi, szkółką, wreszcie książkami nowemi, które jéj nadsyłano z zagranicy. Kazała układać bibliotekę, którą kapelan numerował i katalogował, sadzono w ogrodzie nowe rabaty, przebudowywano stare mury, a gorączkowe zajęcie tém wszystkiém, najlepiéj dowodziło niepokoju woje-