Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wojski począł chłopca badać.
— Nic z niego dowiedziéć się nie można — odparł chłopak — ale oni tu wszyscy Stolzów posądzają, iż coś mogą o tém wiedziéć.
Zwrócił się więc niezmordowany Wereszczaka wzdychając: „O Jezu najsłodszy“ — do domu Stolzów.
Znać go z okien wcześnie postrzeżono, bo spotkał jéjmość samą na progu, ale dziwnie milczącą i spoważniałą. Weszli do pokoju, nie prosiła go już nawet siedziéć. Na pierwsze pytania zaś poczęła żywo:
— Ja nie wiem prawdziwie, dla czego nas tu wszyscy posądzają, że o tém coś wiedziéć musiemy. My ludzie jesteśmy spokojni i do niczego się nie mięszamy wcale. To jakaś sprawa kryminalna. Człowiek do niéj wplątany, zawsze musi odpokutować.... My ludzie spokojni. Proszę pana.... cóż tu badać! państwo się tu niedowiecie nic. Być może, iż w przystępie obłąkania utonęła.... albo z rozpaczy....
Napróżno Wojski, mający pewne podejrzenia, z różnych stron zachodził; pani Stolzowa milczącą była i nieprzeniknioną....
Na tém skończyły w Schandau troskliwe dochodzenia Wojskiego; pan Piotr zebrał najdrobniejsze pamiątki dziecięcia swego i żony, pożegnał się z temi izdebkami, które musiał opuścić.... i powrócili milczący do Drezna. Uczyniono tylko tyle, że wszelkiemi możliwemi środkami ogłoszono w okolicy, iż