Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pozostał więc tylko traf i szczęście, na które rachować było potrzeba. Służący w końcu namyśliwszy się, uwiadomił o tém pana Wojskiego, iż parę razy wózkiem jednokonnym wiejskim przyjeżdżał jakiś Niemiec, który pieniądze odbierał i coś poszeptawszy z Witem, nazad powracał. Godziło się domyślać, że mógł to być gospodarz domu, w którym Marya umieszczoną została na wsi. Starszemu słudze przykazano pilnować i gdyby nadjechał a pytał o rotmistrza zwłóczyć, zatrzymując go, dopóki by Wojski nie przybył.
Z rozkazu króla téż, sąd i policya miały poleconém, poszukiwanie po wsiach, czyliby gdzie obca osoba z dziecięciem nie zamieszkiwała.
Na takich przygotowaniach zbiegł dzień cały jeden i drugi. Piotr tylko, który zmarłemu w duszy po chrześciańsku przebaczył, nie chciał dozwolić, aby zwłoki winowajcy wyrzucone zostały bez wieści; poszedł się starać o wydanie ciała Wita, i dozwolenie cichego pogrzebu, choć pod murami cmentarza. Zakupiono kawał gruntu, który miał być ogrodzony i obyczajem naszym zamiast pomnika, narzucić miano stos kamieni oznaczający mogiłę samobójcy.
Gdy ze zwłok zdjęto odzież zwalaną, aby je przebrać i owinąć przystojnie do trumny, Piotr zauważył z kieszeni kontusza wystający kawałeczek papieru, wyjął go więc, nie patrząc co tam stało i schował. On i Wojski poszli sami za prostą trumną, którą na Frydrychstacie za cmentarzem, złożono do