Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pamięć przyrzeczeń i dopiero nieco rozbudził Orzelskę, która jednakże biorąc list wojewodzinéj i potakując Niemirze, zdawała się raczéj chciéć być tylko grzeczną, a nie potrafiła być gorliwą. Sprawdziło się tu przysłowie, iż żelazo należy bić póki gorące, hrabina teraz zupełnie ostygła. Niemira, który szedł z największemi nadziejami, powrócił smutny ze zwątpieniem na duszy.
Poleciwszy wszakże przyjaciela łasce jéj i protekcyi, dodawszy po cichu, iż w téj sprawie i hrabia Brühl pomocnym być może, wysunął się kasztelan i powlókł do domu, mrucząc przysłowie, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ.
Zmiarkował tylko, iż być może czekać na wyrok przyjdzie długo, a doczekać, nic dobrego. Orzelska była roztargniona, nie zbyt obiecująca, obojętna.
Drugiego dnia chciał się widziéć z Brühlem, nie znalazł go w domu, poszedł parę razy, nigdy nie było, a raczéj nie wpuszczano go już jak dawniéj, co było bardzo złym znakiem. Czwartego dopiero dnia odebrał od hrabiego maluśki bilecik, cały ręką jego nakréslony.
„Najjaśniejszy pan, pisał Brühl, polecił mi zaprosić was, jako myśliwego, na polowanie do Moritzburga, kilku współziomków znajdziesz pan tam i spodziewam się, że zabawisz się dobrze. Żadna wymówka nie służy, należy być koniecznie na godzinę dziesiątą rano.“
Koniecznie było podkréślone, zatém Niemira do-