Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

razem przywieziono, a zarazem spytał, czy z więzienia do króla i ministrów pisać wolno.
Klucznik się rozśmiał tak, jakby go spytano, czy wolno wyjeżdżać konno na spacer.
— Ani odrobiny papieru, ani kropli atramentu, ani źdźbła pióra miéć panu nie wolno, a pisać, rzekł, chyba paznogciem po ścianie. Tego ja dla pociechy nie bronię.
Wojskiemu zrobiło się smutno.
Nastąpił szczegółowy cennik różnych wiktuałów i napojów, za których dobór tém sumienniéj mógł ręczyć stary Wulf, iż jego własna żona dostarczeniem dla więźniów tych wygódek się zajmowała.
Napróżno usiłował Wereszczaka rozmowę skierować ku rzeczom ogólniejszym, coś się dowiedziéć, czegoś pocieszającego zaczerpnąć. Klucznik nie rozumiał nic nad to, że mu oddano człowieka do pilnowania, za którego odpowiadał i powinien był sobie z niego korzystać, dopóki miał trochę zapasu. Doświadczenie nauczyło go, że każdy taki więzień zrazu się spodziewał bardzo rychłego uwolnienia i szafował tém co miał do osłodzenia chwil pierwszych, a potém... Nie dając się zatrzymać dłużéj Wojskiemu, który miał wielką do rozmowy ochotę, klucznik machnął ręką i wyszedł.
Za drugiém przyjściém zapytał go Wojski, gdzie posadzono jego towarzysza, na co się rozśmiał tylko stary i mówić nic już nie chciał więcéj. Pod wie-