Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
V. Panowie i słudzy.

Wśród takiéj to wrzawy i niepokoju upływało życie nieszczęśliwéj kobiecie, któréj druga połowa domu była, rzec można, więzieniem. Rzadko się ona z niéj wyciągnąć dawała, a dobrowolnie prawie nie wychodziła, chyba i męża i obcych nie było w domu. Dzień cały spływał jéj z dziecięciem i przy dziecku, bo go na chwilę z oka spuścić nie chciała. Gdy się w ogródku przed oknami bawiło, ogarniała ją trwoga tak, że co chwila musiała mimowolnie wyglądać ku niemu lub głosu podsłuchiwać. Niewolno jéj było nigdzie prawie wyjechać, a rzadko kto narazić się chciał na odwiedziny w Bożéj Woli, dokąd tylko uczęszczało wesołe towarzystwo pana rotmistrza. Nieprzebita tajemnica pokrywała historyę małżeństwa tego, które się nieprawdopodobném wydawało wszystkim znającym przywiązanie Maryi do pierwszego męża i cześć jéj dla jego pamięci. Domyślano się jakiegoś szkaradnego podstępu ze strony Wita, jakiegoś moralnego przymusu, o którym głuche tylko chodziły wieści.