Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szych miejscach. Sędziego dwóch kawalerów musiało ująć pod ręce, gdyż Lala me z ciężkością poruszał nogami, a im bardziéj się śmiał, tém mu się one gorzéj plątały. Posadzono go w krześle, stawiać przed nim kielich, który napocząwszy, chciał sumiennie dokończyć. Taneczna wesołość przeniosła się za stół, z przyśpiewkami i śmiechem.
Wśród tego ogólnego uszczęśliwienia jedna twarz blada Wita odbijała dziwnie i niepokojąco. Przyjaciele widzieli na niéj niezwyczajnéj troski jakiejś oznakę, a że niełatwym był do zakłopotania, wnosili, iż coś się ważnego przytrafić musiało. Naturalnie składano to na żonę, która nie wyszła do gości i może biednego męża wymówkami a wyrzutami strapiła. Ubolewano więc nad nieszczęśliwą ofiarą, a niejeden sobie powtarzał cicho przysłowie:
— U wdowy chléb gotowy, ale nie każdemu zdrowy.
Wit w końcu z tego jakiegoś osłupienia jakby gwałtem się wyrwał, skoczył z krzesła, począł wołać puhara, kazał starsze podawać wino i na zdrowie swoje odpowiadać koléjnem zdrowiem wszystkich gości. Zmuszono panny pić także, a muzyce kazano grać huczno. Kredens, stojący w jadalni, obyczajem téj epoki więcéj miał kielichów, niż mis i innego naczynia. Były tam szklane rznięte i malowane, i pozłociste a srebrne, i z innego kruszcu, w najrozmaitszych kształtach, od lasek począwszy do dział. Było więc w czém wybierać do smaku, a wino téż, jakie