Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzia śmiał się rozczulony, aż mu się brzuch trząsł, a z oczów łzy lały strumieniem.
— Trzewika! trzewika! panno Salomeo! trzewika! nie pijemy z kielicha! — zawołali kawalerowie.
Wit postawił kielich i zniżył się do stóp panienki, która niby to usiłowała uciekać, ale siostry ją zdradziły, przytrzymały, gospodarz się schylił i — trzewiczek spadł, powitany huczném „Brawo!“
— Lej w trzewik! — wołali jedni.
— Postawić kielich w trzewik! — wołali drudzy.
— Panowie! — ozwał się szambelan Zmirzewski, znający tradycye i zwyczaje — proszę o głos. Silentium! Kwestya sporna! kwestya ważna! Trzewiczek panny Salomei to naparstek, nie można nim pić, chyba wróblom, a nie poważnym ludziom. Wotuję tedy, co święta sprawiedliwość każe, aby z kielicha lał każdy do trzewika tyle razy, póki proponowany kielich starczy.
— Trzewik mi rozmoknie! — zawołała panna Salomea — a w czémże tańcować...
Dzierzyński wciąż słuchając śmiał się, brzuchem trząsł i płakał.
— Wstawić kielich do trzewika, pić z kielicha, a trzewiczek całować... całować... — zawrzał jakiś głos z tłumu.
Tak się stało; trzewik ocalony posłużył tylko za podstawkę. Wypito z niego, potém z Handzi i Jadzi trzewiczków, które, prawdę rzekłszy, zbytnią maleńkością się nie odznaczały. A że towarzystwo już i tak