Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystko to było przypadkiem i losu zrządzeniem, a nie żadną zmową i spiskiem.
Rachował na to Wit, iż teraz pannę, poczekawszy, sobie zjednać potrafi i z nią się ożeni. Tymczasem rodzina zabitego, choć uboga, stała mu na gardło, proces wytoczono, tak że więcéj roku Wit na Węgrzech bawić musiał, dopóki pieniędzmi Piotra nie zagodził sprawy. Tymczasem Marya, która kochała Piotra, i ciotka za nim będąc, gdy już przeszkody żadnéj testament nie stawił, — oświadczenie jego przyjęły, aż i ślub się odbył.
Wit się o nim na Węgrzech dowiedział, powrócił zrozpaczony i wściekły, ale się hamować musiał i siadł znowu w puszczonéj mu wiosce, na pozór uspokojony, większą jeszcze okazując przyjaźń i serdeczność dla bratanka, niżeli kiedykolwiek w życiu. Jak tam szczęśliwe i rajskie było pożycie w Bożéj Woli po pobraniu się tych dwojga ludzi dla siebie stworzonych — tego opisać trudno. A no gdziekolwiek raj, tam i szatan być musi. Bodaj nim nie był pan Wit, który na tę szczęśliwość patrząc, zjadał się z zazdrości. Ani by był śmiał obyczajem, jakich się na dworze saskim napatrzył, pokątnie ku bratowéj wzdychać, bo wiedział dobrze, iż zostanie ze wstydem odepchnięty.
Jak się późniéj stało, że pan Piotr z bratankiem w dzikie pola pojechali, oba niby dla łowów i wycieczki jakiejś, i jak w téj wyprawie nieszczęsnéj Piotr bez wieści zginął — nikt dobrze nie wiedział. Dzi-