Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Siegfried, po kamerdynera i naczelnego kuchmistrza. Czuli wszyscy i widzieli z twarzy, iż się coś uroczystego przygotowywało, stanęli więc w rząd przed nim. Cockius na czele, za nim starszyzna służby, pani Siegfried przy fotelu w swém miejscu. Powiódłszy okiem po nich, Szwalbiński zawołał tonem poważnym:
Hören Sie mahl! podniósł rękę prawą do góry; słuchać proszę i mocno to wziąć do serca, co powiem. Od téj chwili nie ja tu rozkazuję, ale ta pani, która mieszka w królewskich pokojach. Wszyscy obowiązani pytać i słuchać jéj rozkazów. Ona tu włada, jam pierwszym jéj ministrem. Tak! Cockius, rozumiesz to!
Cockius głowę skłonił; pani Siegfried uśmiechając się potrzęsła fryzurą.
— Jest jedna okoliczność, z któréj się tu obszerniéj tłómaczyć nie widzę potrzeby, mówił daléj, dla któréj mąż przezacnéj téj pani, aż do rozwiązania pewnych wątpliwości, przystępu do niéj i mężowskiéj władzy nad nią używać nie ma. Hören Sie mahl.
Madame Siegfried zaczęła się gorszącym sposobem śmiać. Pułkownik spojrzał na nią oburzony i zgorszony.
— Madame! zawołał, tu śmiech nie w miejscu, to rzecz poważna jest bardzo! Proszę powściągnąć ten nieprzyzwoity wybuch wesołości. Słyszeliście rozporządzenie moje. Gdyby przyjechał rotmistrz, hajduków dwóch ma stanąć u drzwi pani i zastąpić