Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Krymu śląc z wykupem, żeby choć ciało dostać; nie było sposobu... Ino jak w wodę wpadł.
— Przecież mnie się o uszy obiło, odezwał się Kubala, że go taki zabili i w stepie rzucili. Potém gdy za ciało okup chciano dać, sami Tatarzy go szukali i już znaleźć nie mogli.
— Toć wam już ta nasza historya nie nowiną! przerwał opowiadający, kiedyście i o tém zasłyszeli. Ale mało co ludzie gadają, a każdy prawi inaczéj, i prawdy się nie dowiedziéć pono od nikogo.
— Wiele to temu lat? zapytał Kubala.
— Będzie osiem na Zielną, rzekł jeden stary. Kawał czasu. Od pięciu, jak pani nasza za teraźniejszego za mąż wyszła, już o tém mało kto i gada. Co gadanie pomoże.
— Straszna historya, dodał Kubala.
— A jeszcze straszniejsza, mówił zniżając głos pierwszy, kto wie, co się z naszą panią działo, że mało po nim życia nie uroniła, tak go kochała. A no za bratanka za mąż poszła! szepnął ciszéj jeszcze.
Starzy odchrząknęli głośno.
— Dziś by co weselszego mówić przystało, ozwał się inny. Patrzcie, jak się to téż młodzież w tańcu zwija. Obrócili oczy wszyscy na izbę, a mimowolnie ku drzwiom, gdy ten właśnie, który opowiadał przed chwilą, wydał krzyk i padł na ławę przerażony, aż wszyscy ku niemu poskoczyli.
— Antek, co ci? co ci jest?
Ten się żegnał, a żegnał, zbladły do ściany tu-