Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozrzucane, rzeczy w nieładzie, szkatułka otwarta. Maryi i dziecka ani śladu. W gniewie Wit wybiegł do ogrodu i zwołał ludzi, aby szukali pani, ostawili wszystkie wyjścia i drogi. Zapomniał już o zachowaniu jakichbądź pozorów, gniewał się i wołał, aby żonę jako zbiega zatrzymano. Było niepodobieństwem, ażeby w tak krótkim czasie po za granice ogrodu wynijść mogła. Jakoż w istocie biedna kobieta doszła tylko do kaplicy stojącéj w ogrodzie, a że tę znalazła otwartą, schroniła się pod ołtarz. Uklękła przy nim z dziecięciem, modliła się i płakała.
Rotmistrz pomijając drzwi, zobaczył ją i stanął, obejrzał się, czy miał innych świadków oprócz Boga. Dokoła było pusto... zaszedł do cichego domu Bożego z impetem. Marya obejrzała się twarzą łzami zalaną. Stał zrazu milczący i niepewny, wahając się.
— Mościa pani, zawołał po chwili głosem donośnym — proszę mi scen nie odegrywać. Niedość, że mnie waćpani czynisz gwałtownikiem, chcesz jeszcze zrobić świętokradzcą, bym ją siłą odciągnął od ołtarza. Bardzo piękna scena tragiczna, nieszczęściem świadków nie ma.
Marya wskazała mu ołtarz.
— Jest Bóg! szepnęła cicho.
— Tak, ten sam, przed którym mi przysięgałaś posłuszeństwo, i ja się go w imię Jego domagam, bo mam doń prawo. Konie stoją gotowe — jedziemy.
Kobieta poczęła się modlić; — rotmistrz przystą-