Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
IX. Co się działo w Bożej Woli.

Tegoż wieczora, w Zelmanowéj gospodzie na ławie, w ciemnym kącie, siedział jakiś człek podróżny, nieznajomy i zdawał się odpoczywać lub na kogoś czekać. Młody szynkarz bardzo go na gorzałkę zapraszał, ale się namówić nie dał, kazał sobie piwa podać, chleba kromkę osolonego doń i w cichości się posilał. Zaczepiany do rozmowy, odmruknął coś niewyraźnie i zamilkł. Już dobrze zmierzchało, gdy ze dworu nadszedł stary gumienny Nikita, okiem po gospodzie rzucił i wprost naprzód poszedł na wódkę, jakby owego podróżnego nie widział, nawet go nie pozdrowiwszy. Podróżny gdy go zobaczył, piwa dopił i zaraz czapkę nałożywszy, wyszedł z gospody, a Nikita téż po kieliszku, i kilku słowach zamienionych z gospodarzem, zwolna się wysunął. Ludzie ci, choć na pozór sobie nieznajomi poszli w jedną drogę, zrazu osobno każdy, dopiero za wioską, gdy ich już nikt widziéć nie mógł, zetknęli się i pod ręce wziąwszy, wyszli na puste pole, ku szwedzkim mogiłom. Tak nazwane przez lud miejsce, od kilku