Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stają, że słuchać nie chcą, o naukę nie dbają, a o jednej tylko myślą swawoli.
Widać jednak, że proboszcz, znając człowieka, niewielką do tego przywiązywał wagę, bo mu to serca do chłopców nie psuło... Nie zmienił nauczyciela, może dla tego, że w surowości widział pewny środek wykształcenia charakteru. Samą dobrocią wyżyć młodość bez szwanku nie może, tak jak srogością samą się psuje i zsycha. Jedno i drugie do poruszenia serca, nauki cierpliwości i pokory potrzebne. Walką jest życie, a człowiek do niego jak żołnierz musi się sposobić, wszystkiego zażywając, aby na wszystko był przygotowany.
Z ks. proboszczem chłopaki były tak swobodne, tak szczere, iż się niemi nacieszyć nie mógł, i powtarzał swoje: — Prawdziwe błogosławieństwo Boże!
Dobrze mu z niemi było. Wyjeżdżał do chorego czy na chrzciny, gdy dziecka do kościoła przynieść nie mogli — brał zwykle jednego z nich kolejno z sobą, a chłopaki pilnowały się dobrze na kogo szła kolej; tym sposobem się młodzież przetrzęsła, nakarmiono obficie gościa w obcym domu, trochę się chłopcy przecierały i z ludźmi oswajały. Dzikie też już wcale nie były. Gdy proboszcz wracał sam, chłopcy ledwie się ukazał za bramą, stały gotowe mu pomódz wysiadać, węzełki z bryczki zabrać i po rękach całowały. Nie było bowiem wycieczki, żeby ks. Paczura czegoś z sobą nie przywiózł do domu. Znano jego ubóstwo i dobroczynność, że łatwo o sobie zapominał. Każdy mu się czemś chciał przysłużyć, i choć on o tem nie wiedział, wetknięto mu coś do bryczyny. Często się nie rychło postrzegł, iż w nogach coś zawadza, schylał się: — Co to to jest? I pokazało się, że mu albo faseczkę masła, albo kobiałkę jaj i sera, albo koszyk owoców wetknięto...
Ks. Paczura się uśmiechał: — A bodaj ich! poczciwe ludziska — zawsze o mnie pamiętają!
Dostatku w domu mimo to nie było, ale i głodem nie marli. Hołłowicz, który trzymał dzierżawą Ple-