Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

złote serce, ale to dla niej samej męka... Proszę mi nie płakać.
Tego dnia jednak w każdym kącie łez było pełno. Najprzykrzejsze było położenie panny Marjanny Bertańskiej, sieroty, wziętej w miejsce panny Konstancji, która czuła dobrze, iż jej zastąpić nie potrafi. Mieszała się biedna, płakała i desperowała. Dziewczę było niczego też, roztropne i skromne, ale do tamtej porównać się nie mogło...
Wacek milczący około proboszcza, którego zatrzymano, assystować musiał; Wicka już oddawna nie było, bo się z łaski starosty na ową dzierżawę za Bug wyniósł, i znaku życia, jakby na umyślnie, nie dawał...
Gdy tu takie lamenta po sierocie, — w drodze sędziowstwu Rewnowskim ze swą zdobyczą nie było lepiej. Panna Konstancja, choć pracuje nad sobą, aby łzy powstrzymać, coraz to się rozbeczy jak dziecię.
Sędzia począł opowiadać wesołe dykteryjki, ale ich nikt nie słuchał.
Wieś państwa Rewnowskich, między Wisznicami a Włodawą położona, w której zwykle przemieszkiwali, nie ładnie się nazywała. Z prastarych czasów mianowano ją Muchomory, może dla tego, że istotnie ogromne lasy otaczające ją, w ten rodzaj grzybów obfitowały. Nazwisko i samej sędzinie i jemu miłem nie było — z dawna myśl miał Rewnowski przezwać Benedyktowem albo Benedyktopolem. Lecz ludzi odzwyczaić od starego miana rzecz nie łatwa. Najlepszym tego dowodem były owe Czołhany na Teofilpol przezwane, których nowe imię dukatami opłacono, a stare bizunem pędzono precz, i pół wieku trzeba było, nim się to dało ugruntować. Muchomory też zostały Muchomorami tymczasem. Majątek był duży, ziemi do zbytku, sosnowego lasu, ba! i dębiny dosyć, łąk niemało acz nizkich, ziemia za to nie bardzo rodziła. W lata mokre podtapiało i przało, w posuchę znowu gorzało wszystko. Rowy kopano i kopano, a z wodą i jej dystrybucją nie umiano sobie dać rady. Wszelako