Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A czyż to ja rozumniejsza jestem od ciebie! — wzdychając odpowiedziała kobieta...
O! matko droga — zawołał Janek — i rozum macie starszy od mojego i serce matczyne... radźcie.
— Cóż radzić?
Począł Janek opowiadanie... Zaledwie o kulejącym wspomniał, kobieta plasnęła w dłonie.
— Jezu miły! a toż kuternoga ten pewnie, co cię przywiózł do nas. Jemu ty na coś potrzebny. Nie darmo on ci tak z łaską się swą narzuca...
— I co prawda — rzekł Janek — człek mi czegoś straszny i wstrętliwy...
— Jakże wygląda?
Chłopak opisywać go począł, a Hruzdzina dokończyć nie dając wołała już: — Ten sam, na Boga, strzeż się, strzeż... on na ciebie czatuje, a jeźli wywieść chce, nie bez przyczyny. Zgubę ci może gotuje... Za nic do niego nie idź... za nic...
— Otóż widzicie, matko — rozśmiał się chłopiec — że głupi Janek wcale postąpił nie głupio, idąc po radę do was... ani by mi na myśl nie przyszedł kuternoga.
— Toć on to on, — poczęła stara a dla większej pewności gotowam przyjść i stać, aby go zobaczyć.
Dalej Janek wspomniał o Salomonowej. No, wtem — zawołała Hruzdzina — nic nie poradzę, ale ci jedno powiem, na co się głupia głowa moja zdobyć może... Pójdź do kościoła, mszy świętej wysłuchaj pobożnie, proś Ducha świętego o natchnienie, a coć on powie, posłuchaj...
Tak gwarząc do chaty przyszli. Pusto tu było, Hruzda z parobkiem w polu, kobieta jeść im poniosła... na płocie siedziały wróble i sroki papląc coś niezrozumiałego. Bury kot Hruzdzinej wylegiwał się na słońca... zresztą, żywej duszy. W chacie Janek zastał po staremu wszystko, te lata przeszły po niej nietknąwszy jej nawet... tylko mu się ciaśniejszą wydała... Hruzdzina rozmawiając przygotowała przyjęcie... a starej z tego niespodzianego gościa tak się radowało serce... że ciągle ze szczęścia na łzy się jej zbierało. I nie po-